Latające „7 palców u ręki” na wzgórzu Fourvière

  • 06 June, 2016
  • Agnieszka Rychlicka

Festiwal „Les Nuits de Fourvière” („Noce na wzgórzu Fourviere”) odbywa się co roku w letnie miesiące we francuskim Lyonie. Łączy w sobie wiele dyscyplin takich jak taniec, muzykę czy teatr. W minioną sobotę w ramach tego wydarzenia odbyło się unikalne widowisko „Le Tryptique”. 

„Tryptyk” to połączenie tańca nowoczesnego i cyrku, którego choreografią zajęły się trzy różne osoby: Marie Chouinard, Victor Quijada i Marcos Morau. Różnorodność osobowości, tematyki i stylistyki sprawiła, że „Tryptyk” okazał się być spektaklem wartym uwagi. Nie tylko ze względu na piękny kadr - w ruinach rzymskiego teatru wznoszącego się na wzgórzach Lyonu, ale także na oryginalne połączenie akrobacji, tańca i elementów teatralnych.

„Les 7 doigts de la main” czyli „7 palców u ręki”- to grupa kanadyjskich pasjonatów cyrku, która postawiła zrobić coś nowego, pokazać cyrk w nowym świetle. Pięknym tego świadectwem był właśnie „Tryptyk”, jak sama nazwa wskazuje podzielony na 3 części występ zaczął się jeszcze o zmierzchu.

Na scenie pojawiła się kulejąca para. Kulejąca dosłownie, gdyż Anne i Samuel odziani byli w bandaże i podpierali się kulami. Zabieg ten miał na celu pokazanie nieco „chorej” strony relacji między ludźmi, uzależnienia afektywnego i fizycznego od drugiego człowieka. Spotkanie ekwilibrysty z tancerką, poruszających się do nieco psychodelicznej muzyki mogło przyprawić o gęsią skórkę. Miało się wrażenie, że artyści pokazują relację kobiety i mężczyzny w tragicznym konflikcie, z którego może zrodzić się potwór- wolne i pokraczne ruchy, splot dwójki na scenie i kule jako rekwizyty sprawiły, że często można było zobaczyć różne kreatury... np. pająka czy wielkiego ptaka machającego skrzydłami. Efekt terroru wzmocniony był jeszcze bardziej przez grę świateł i uwydatnienie każdego minimalistycznego ruchu mięśni artystów.

Po krótkiej przerwie, publiczność zajęta była animacją mimów, a scenę sprawnie przygotowano do drugiego, znacznie sympatyczniejszego występu, którzy również trwał 20 min. Tym razem pięcioro artystów powitało publiczność głową do dołu, wspierając się tylko na rękach na swojego rodzaju stojakach. Myślę, że nie tylko ja drżałam na myśl, a co jeżeli któreś spadnie? Artyści jednak sprawiali wrażenie mieć taką kontrolę nad ciałem, że nawet na jednej ręce byli w stanie wykonywać różne akrobatyczne figury w powietrzu. Niesamowita siła, synchronizacja i piękna gra świateł sprawiła, że publiczność pochłaniała każdą minutę spektaklu. Mocniejsze dźwięki, połączenie gitary z dźwiękami elektronicznymi tylko dodało więcej adrenaliny. Akrobaci można by powiedzieć przepływali z jednej figury do drugiej, jakby nie zwracając uwagi na reguły grawitacji. 

Część trzecia okazała się być o wiele bardziej złożona, przez 40 minut występu przewijała się historia okraszona motywami cyrkowymi (między innymi żonglerka, drabinki, latanie na linach) tańca nowoczesnego, baletu oraz teatru. Mix różnych elementów przypomniał mi część pierwszą, poprzez nawiązanie do kreatur z kulami. Tym razem artyści z zawieszonych pod dachem lin utworzyli sieć, a w sercu czekał pająk...ludzki pająk, oczywiście. Później, dla odmiany, pewnym momencie grupa wyjawiła się zza kurtyny z… rybią maską na głowie, na co publiczność zareagowała bardzo entuzjastycznie. Różne rekwizyty( łóżko, które nawet latało), duża ilość artystów, połączenie styli i wciąż zmieniająca się muzyka nie powinny były zanudzić oglądającego, a jednak w pewnych momentach miałam wrażenie, że scena powinna już się zakończyć i przejść do kolejnego „epizodu”.

„Tryptyk” okazał się być ciekawym doświadczeniem i jestem zdania, że grupie „Les 7 doigs de la main” udało się wyjść z typowego kontekstu cyrkowego prezentując wielką różnorodność i łącząc różne style muzykalne i taneczne. Myślę, że każdy bardziej lub mniej dał się ponieść emocjom wykreowanym przez trupę i docenił występ Kanadyjczyków.

Latające „7 palców u ręki” na wzgórzu Fourvière" data-numposts="5">

Nadchodzące wydarzenia